Dzień 7

<< Dzień 6 | Spis treści | Dzień 8 >>

10.10.08 Santorini

Wstalismy o 5 rano. Prom na Santorini odpływa planowo o 5:30. Dziś jednak jest jakieś nieprzewidziane opóźnienie i czekamy przez pół godziny w budce na przystani. Okrutnie wieje wiatr i jest zimno jak na lokalne warunki. Zabraliśmy ciepłe ciuchy i to była słuszna decyzja. Prom w końcu dobija do brzegu i możemy wejść na pokład. Znajdujemy wygodne fotele i idziemy spać.

Po 2 godzinach drzemania dopływamy na Santorini. Słońce właśnie wzeszło. Jest chłodno i dalej mocno wieje. Basia po krótkich negocjacjach dogaduje się z tubylcami i po chwili jedziemy busikiem do Firy. Miasteczko jest położone nad klifem po wewnetrznej stronie kaldery. Można zejść do starego portu nad brzegiem morza krętymi schodami. To będzie ciekawa wycieczka, ale najpierw śnaidanie.

Siadamy w malowniczej kawiarni na samym brzegu klifu i zamawiamy małe conieco. Ceny są mocno wygórowane jak na greckie warunki, a kelner bardzo niemiły. Przy płaceniu rachunku okazuje się, że skasował nas po 1,5 euro za bułki, które miały być dodatkiem do saładki . Nie jest to najlepszy początek wycieczki.

Szybko zapominamy o tym drobnym incydencie i ruszamy ścieżką nad urwiskiem. Niedaleko nad warstwami popiołów wulkanicznych odkopano tu pozostałości cywilizacji minojskiej. Zaglądamy na wystawę poświęconą tym wykopaliskom. Robimy jeszcze kilka zdjęć południowej części miasta i wracamy w kierunku schodów. Po drodze wchodzimy do kościoła. Wnętrze ozdobione jest pięknymi malowidłami.

Z kościoła schodzimy schodami do przystani jachtowej, z której odpływają też stateczki wycieczkowe. Po drodze mijamy przystanej osiołków. Za drobną opłatą można zjechać po schodach na osiołku. Nie korzystamy z tej okazji. Ciekawiej będzie zejść na własnych nogach. Schody są gęsto uczęszczane przez osiołki. Da sie to wyczuć w powietrzu. Zejscie zajmuje nam około pół godziny. Na dole nie ma żadnych atrakcji. Postanawiamy więc wrócić na górę. W tą stronę też nie bierzemy osiołka. Po drodze okazuje się, że to słuszny wybór. Wyprzedzamy 2 karawany. Jest gorąco i osiołki zatrzymują się zawsze kiedy znajdą skrawek cienia.

W miasteczku po naszym powrocie z przystani zastajemy dziki tłum turystów. Nie wygląda to zachęcająco. Nasz kierowca ma przyjechać za 20 minut, więc kupujemy lody i idziemy na umówione miejsce. Zupełnie nieoczekiwanie znany ze swojej słowności Grek nie pojawia sie o umówionej porze, Ruszamy na poszukiwanie alternatywnego transportu. Po 20 minutach udaje się namierzyć "naszego" kierowcę i po chwili jedziemy do portu.

Prom odpływa o czasie i po 1.5 godzienie dobijamy na Ios. Wieczorem wspinamy się jeszcze schodami do Chory na kolację. Wcześniej zjedliśmy lunch więc ograniczamy się do saładki i wybornego wina.

miłosz

<< Dzień 6 | Spis treści | Dzień 8 >>